83-milionowe społeczeństwo DR Konga to zlepek 200 grup etnicznych, rozsianych na 2.344.858 qkm powierzchni. Pomimo bogatych i cennych złóż naturalnych Kongo należy do najbiedniejszych krajów świata z największą liczbą uchodźców wewnętrznych. Według danych ONZ na uchodźstwie w swojej ojczyźnie żyje dziś ponad 3,7 milionów Kongijczyków. Przyczyną migracji są konflikty regionalne, krwawe porachunki pomiędzy wojskiem a opozycją oraz bezwzględna walka o bogactwa naturalne, takie jak złoto, kobalt i koltan, wydobywane głównie na wschodzie kraju.
Od grudnia 2016 r. krajem rządzi nielegalnie Joseph Kabila . Nie zgadza się na rezygnację ze swojego urzędu, naginając Konstytucję i krwawo tłumiąc demonstracje niezadowolonych Kongijczyków. Od dawna on i jego rząd utracili kontrolę nad ogromnym obszarowo krajem. Dzisiejsze Kongo to państwo w rozsypce”, twierdzą obserwatorzy.
Oprócz rodzimych grup rebelianckich na scenie wojny w Kongu, zwanej do niedawna Trzecią Wojną Światową aktywne są obce bojówki, wspierane przez międzynarodowe siły. Są bezwzględne dla miejscowej ludności, która nie może liczyć na skuteczną pomoc ani rodzimej armii, ani sił ONZ. Jedną z bojówek jest ugandyjska Lords Resistance Army” (Armia Oporu Pana), która prowadzi zbrodniczą działalność w państwach środkowych Afryki, także w Kongu. ONZ przypisuje LRA zbrodnie wojenne z 100.000 zabitych
Do niedawna na północnym wschodzie DR Konga stacjonowały Błękitne Hełmy, które mały chronić miejscową ludność i uchodźców przed atakami rebeliantów. Obecne były także organizacje pomocy. Niestety po wybuchu konfliktów w innych rejonach Afryki zarówno ONZ, jak i organizacje pomocowe opuściły ten teren. Pozostała jedna siostra zakonna, która stała się matką sierot i dzieci uchodźców.
Dzieci mają prawo do życia i miłości
Tropikalny deszcz stuka w blaszany dach. W barakach zbudowanych z gliny robi się ciemno. Niczym mgła wyłania się z buszu zmierzch i szybując powoli pokrywa szarym płaszczem całą okolicę. Noc w strefie równikowej zapada bardzo szybko.
Co wieczór 30-metrowe pomieszczenie w prowizorycznym baraku zamienia się w sypialnie. Ponieważ nie ma dużo sprzętu akcja trwa minutę. Kobiety pokrywają ziemistą podłogę materacami, kocami i małymi dziecięcymi posłaniami. Ziemia, na której przez cały dzień bawiły się dzieci staje się j wielkim łóżkiem. Matki zwykle śpią ze swoimi dziećmi na jednym posłaniu. Małe dzieci i dzieci szkolne – po troje lub czworo na materacu.
Pośrodku nich znajduje się posłanie siostry Andżeliki, która, gdy wszyscy zasypiają, zaczyna przygotowywać dla dzieci butelki z mlekiem. Potem sama kładzie się na krótki, przerywany sen. Zdarza się, że wstaje w nocy 10 razy i karmi głodnego malucha. Wszyscy nazywają ja „Mamą”. Mama jest zakonnicą i matką 31 chłopców i dziewczynek– w większości sierot, ale też dzieci odrzuconych przez rodziców. Do zakonnicy stale przynoszone są noworodki, których matki zamarły przy porodzie. U zakonnicy mogą dostać bezpłatnie pokarm dla niemowlaków. „Gdy widzę te dzieci, ogarnia mnie wielkie współczucie”, mówi 50 – letnia kobieta. „One mają prawo do życia i ochrony!”
Barak zbudowany z gliny to jedyny dom dla sierot w Dungu, wymarłym miasteczku na północnym wschodzie DR Konga. Mała lepianka na podwórku służy za kuchnię, a drewniany stół na powietrzu z kilkoma kolorowymi miskami jako miejsce do mycia naczyń. Parę kroków dalej jest prowizoryczne WC i prysznic pod gołym niebem. Wodę przynosi się z ujęcia oddalonego o 300 metrów. Kobiety, które przychodzą z niemowlakami wspólnie przygotowują jedzenie, mieszając w dużym blaszanym garnku nad ogniskiem.
Uchodźca w miejscu niczyim
Dzielnica uchodźców w Dungu to mroczne, pozbawione nadziei miejsce. Nędzne lepianki, zrobione z drutów, gałęzi, liści bananowca, foliowych torebek z napisami UNHCR (Misji ONZ w Kongu) robią smutne wrażenie. Dawno temu byli tutaj pracownicy ONZ. Gdy 2009 r. tysiące ludzi szukały w tym miejscu schronienia przed rebeliantami LRA uciekinierom przyznano ten kawałek ziemi niczyjej.
Dungu położone jest na terenie piaszczystym i liczy 3 miliony mieszkańców rozproszonych po wielkiej powierzchni.
Dziś żyje tu tylko 350 uchodźców. Osoba s. Andżeliki budzi wśród nich zawsze ciepłe emocje. Traktują ją jak najbliższą przyjaciółkę, która chodzi od lepianki do lepianki pytając się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Zakonnica wysłuchuje historii o codziennym trudzie, o radościach i problemach, jakie noszą w sercu uchodźcy.
Wokół bioder s. Andżeliki powiewa kolorowa chusta z wizerunkiem bł. Anuarity. Uprowadzona i zabita w 1964 r. przez rebeliantów zakonnica jest pierwszą Kongijką wyniesioną do chwały ołtarzy i czczoną w całym kraju. Andżelika od początku interesowała się losem uchodźców. W cieniu drzew uczyła ich szycia, czytania i pisania.
Uciekinierzy, który znaleźli w Dungu schronienie z trudem pokonują każdy dzień. Chwytają się różnych prac, aby zarobić na wyżywienie. „Nie możemy się przyzwyczaić do nowego miejsca”, mówi Oliwier Mbuwra, wybrany przez uchodźców na szefa wioski. „Tutejsi ludzie od pokoleń mają na własność ziemię i bydło. My nie mamy prawie nic! W rodzinnych stronach pozostawiliśmy cały dobytek i ziemię, która nas karmiła”, dodaje rozgoryczony mężczyzna. Wracać do siebie jednak nie może, to zbyt niebezpieczne. Błękitne Hełmy z Misji ONZ w Kongu szacują, iż zbrodnicza organizacja LRA liczy jedynie 150 członków. W buszu rebelianci mają jednak całkowitą przewagę na żołnierzami ONZ, dobrze wyposażonymi, ale nieznającymi topografii terenu.
Gdy uchodźcy przybyli do Dungu, UNHCR (Dzieło ds. Uchodźców przy ONZ) prosiło miejscowe władze o przydzielenie im kawałka gruntu. Każda rodzina otrzymała 900 qm. „Nie wystarcza to jednak, aby wyżywić rodzinę”, wyjaśnia s. Andżelika. „Na początku uchodźcy dostawali krowę i racje żywnościowe. Z biegiem czasu organizacje pomocy opuściły Dungu i udały się w miejsca, gdzie wybuchały nowe konflikty, jak np. w Południowym Sudanie czy RŚA. S. Andżelika pozostała…
Wioska Nadziei
… i założyła „Wioskę Nadziei”, jakby na przekór charakterowi tego miejsca, pozbawionemu perspektyw i nadziei na lepszą przyszłość dla uchodźców. W Wiosce Nadziei jest nie tylko sierociniec. S. Andżelika wybudowała szkołę, kaplicę, piekarnię, szpitalik dla dzieci i zapoczątkowała kursy szycia i cateringu.
Wszystko zaczęło się od jednego niemowlaka, którego śmiertelnie chora matka powierzyła siostrze Andżelice. Zakonnica mieszkała wówczas w Konwencie Sióstr Augustianek, w diecezji Dungu-Doruma. Była odpowiedzialna za postulantki i pracę z uchodźcami. „Pewnego razu oddano mi pod opiekę malutkie dziecko, które zmarło po ośmiu miesiąca”, wspomina zakonnica. „Prawdopodobnie, tak jak matka, było zarażone wirusem HIV. Nie miałam dla niego właściwego pokarmu. W tym samym dniu, gdy pogrzebaliśmy niemowlę, starszy pan przyniósł mi swojego wnuka. Jego matka zmarła przy porodzie. Potem ktoś przyniósł kolejne dziecko – dwumiesięcznego Jeana”.
Tym razem zakonnica udała się do szpitala z prośbą o mleko dla chłopczyka. Niestety lekarz odpowiedział: „Dla jednego dziecka, to się nie opłaca!” „A ile potrzebujecie, aby ratowanie życia opłacało się”, odparła zakonnica. Pytanie siostry tak zaskoczyło lekarza, że nie tylko podarował jej mleko dla Jeana, ale obiecał, że, gdyby była taka potrzeba, da też innym dzieciom.
Niestety zaangażowanie s. Andżeliki w pracę z uchodźcami i coraz większa liczba pukających do drzwi klasztoru zaczęły rodzić w wspólnocie napięcia. „Kobiety pukały do drzwi wspólnoty, pytając się o mnie. Pomyślałam wtedy, że może jestem osobą, przez którą Jezus pragnie pomagać tym ludziom!”. Napisała do przełożonej i biskupa prośbę o oddelegowanie w teren, aby mogła kontynuować swoje zaangażowanie poza konwentem. Otrzymała wsparcie z Komisji „Justitia et Pax”, a od miasta małą parcelę nad rzeką. Niestety nie miała pieniędzy, ale za to wielkie zaufanie w bożą opatrzność.
Gdy w obliczu rosnącego napływu uchodźców ONZ i liczne organizacje pomocy zaczęły docierać do Dungu zwrócono uwagę na pracę s. Andżeliki. Zapraszano na spotkania i udzielono wsparcia dla niektórych projektów zakonnicy. W 2012 r. s. Andżelika położyła kamień węgielny pod „Wioskę Nadziei”. Rok później otrzymała nagrodę ONZ, a za otrzymane pieniądze wybudowała piekarnię, która nie tylko piecze chleb, ale daje uchodźcom pracę. Kolejnym przedsięwzięciem pracowitej zakonnicy była mała Klinika dla Malucha, prowadzona przez lekarza i pielęgniarkę z miejscowego szpitala, który przyjmuje najcięższe przypadki. „Potrzebujących opieki medycznej dzieci jest tak dużo, że trzeba dostawiać kolejne łóżka i materace. Każdego dnia pod drzwiami Kliniki stoją matki z dziećmi w gorączce malarycznej. Przy pomocy leków można ją szybko pokonać. Ale niestety leki kosztują, podobnie jak lekarz i pielęgniarka”, mówi Kongijka. Andżelika często martwi się, czym zapłaci za podstawowe rzeczy związane z ośrodkiem.
Wykroić lepsze życie
Na podłodze baraku młode kobiety z wielkim oddaniem ćwiczą wykroje krawieckie. Żadna z nich nie umie pisać i czytać, ale wszystkie chłoną każde słowo wypowiedziane przez instruktora. Chcą nauczyć się szyć, chcą lepszej przyszłości dla siebie i swoich dzieci. Szkoła krawiecka to także pomysł s. Andżeliki. Trudno pojąć, jak jeden człowiek jest w stanie to wszystko ogarnąć. W nocy wstaje do dzieci. Wczesnym rankiem wsiada na rower i jedzie na poranną mszę św. Cały dzień czuwa nad swoimi projektami oraz ludźmi, którzy zostali powierzeni jej pieczy. Razem z nimi pracuje w polu, dogląda hodowli ryb. Do założonej przez zakonnicę szkoły podstawowej uczęszcza 633 uczniów, sierot i dzieci uchodźców. Kościół i szkoła nie wyglądają imponująco, ale formują duchowo i intelektualnie przyszłe pokolenie.
Czy jeden człowiek może podołać takim wyzwaniom?
„Gdy mam poczucie absolutnej niemocy, On działa i znajduje właściwe rozwiązanie!”, mówi z wiarą i przekonaniem s. Angelika.
Prawie połowa mieszkańców Konga deklaruje przynależność do Kościoła katolickiego. Po pierwszych próbach ewangelizowania kraju w przez Portugalczyków (XVI W) dopiero przed 100 laty Kościół katolicki mógł głębiej zapuścić korzenie. Dziś cieszy się wielkim uznaniem wśród miejscowej ludności. Biskupi zabierają głos w ważnych dla narodu sprawach, stając zawsze po stronie potrzebujących, pozbawionych głosu i cierpiących w wyniku niesprawiedliwości i przemocy. Kościół bierze również udział w rozwiązywaniu konfliktów politycznych i angażuje się zgodnie ze Społeczna Nauką Kościoła na rzecz sprawiedliwości i pokoju.
(alle welt, 1/2. 2018) tłum. U.Siniarska