Aby w obliczu nierówności społecznych chrześcijanie Ameryki Łacińskiej dawali świadectwo miłości wobec ubogich i przyczyniali się do tworzenia bardziej braterskiego społeczeństwa.
Kwiaty ubóstwa
Favela to nazwa dzikiego kwiatu, który rósł niegdyś na zboczach wokół miasta Rio de Janeiro; gdy pierwsi niewolnicy, uzyskawszy wolność, zaczęli zasiedlać wzgórza, nowo powstałym osiedlom nadali nazwę tych kwiatów. Był to symbol wolności, która się przed nimi otwierała. Dziś na zboczach zamiast kwiatów widać gęsto usiane baraki, pomiędzy którymi płyną wartkim rytmem strumienie ścieków. Pomiędzy ściekami i hałdami śmieci kwitnie jedynie ubóstwo, a jej kwiatami są: mordy, prostytucja, handel narkotykami, terror. Słowo Favela stało się synonimem lęku i grozy.
Rio de Janeiro – miasto, które jak magnez przyciąga turystów, zwłaszcza w czasie karnawału. W aglomeracji mieszka siedem milionów ludzi, z tego 1/3 w slumsach. 500 osiedli – Faveli stało się integralną częścią miasta, jak posąg Chrystusa. Lepiej prosperujący mieszkańcy Rio przyzwyczaili się do niebezpiecznego sąsiedztwa. Wojna na granaty, tocząca się pomiędzy gangami Faveli należy do codzienności. Gdy na uczęszczanej trasie dochodzi do strzelaniny trzeba poczekać, aż strzały ucichną i jechać dalej, mówi przeciętny mieszkaniec miasta.
S. Maria wybrała przeciwny kierunek. Poszukuje kontaktu z ludźmi wykluczonymi, którzy utracili nadzieję lub zagubili samych siebie. W tradycji jej wspólnoty, założonych przez błogosławioną Matkę Teresę Misjonarek Miłości Bliźniego” zakonnica daje świadectwo miłości Boga tam, gdzie wydawać być się mogło Boga nie ma, lub, że Bóg zapomniał. Jej droga prowadzi przez Avenida Atlantica do Faveli, zawanymi „Miastem Nadziei”.
Avenida Atlantica, o której mowa nie jest bynajmniej prestiżową ulicą, ciągnącą się wzdłuż plaży Copacabana, na której mieszkają gwiazdy piłki nożnej tacy jak Ronaldo czy Rivaldo. Avenida Atlanica w „Mieście Nadziei” to torfowisko wzdłuż ścieków, na którym stoi kilkadziesiąt baraków. Z Faveli nie ma wyjścia. Można uciec w krótkie zapomnienie, marzenie lub świat narkotyków. Jednak marzenie może stać się koszmarem, a narkotyki wyrokiem śmierci.
W Brazylii notuje się coraz więcej zabójstw. Każdego dnia ginie ok. 150 ludzi, rocznie 50.000. Typowy profil potencjalnej ofiary to: czarny mężczyzna, w wieku 15 – 24 lata, mieszkaniec slumsów. Dziecko, które rodzi się w Favelach ma wpisaną na czole przedwczesną śmierć, niczym niewidoczne znamię Kaina.
Metody zabójców są coraz bardziej brutalne. Favele w Rio to strefy zamknięte, rzadko odwiedzane przez patrole policji, a jeśli już, to w asyście wojsk specjalnych i w opancerzonych pojazdach. Cel takich wizyt to: maksymalne zniszczenie i zastraszenie. Dla mieszkańców Faveli nie robi to różnicy, czy będą terroryzowani przez bandytów, czy przez policję. Ten, kto trafia pomiędzy dwa fronty, ginie albo z rąk jednej, albo drugiej strony.
Próba odwagi
Dla s Marii, pionierki duszpasterstwa w slumsach każda wizyta w Favelach to prawdziwa próba odwagi. Od ośmiu lat odwiedza te miejsca, a jedyną ochroną, jaka dysponuje jest ufność w bożą opatrzność. Mimo, iż większość mieszkańców traktuje ją jak swojego człowieka, to jednak ryzyko jest duże: zabłąkana kula, albo niespodziewany kontakt na ulicy z kimś niebezpiecznym.
S. Maria nigdy jednak nie zawahała się. Zbyt wielu ludzi czeka na nią. Nawet, jeśli przychodzi z pustymi rękoma. Choć nieraz ma przy sobie małą zabawkę, puszkę fasoli, różaniec. Te drobiazgi dla takich kobiet, jak np. Lucia, która mieszka w Favelach z pięciorgiem dzieci sa konieczne do przeżycia.
To, co liczy się najbardziej, to sama obecność s. Marii: słowa pocieszenia, otuchy i modlitwa, które dają nadzieję i poczucie sensu i czynią życie bardziej znośnym. Czy to jednak wystarczy, aby w tak beznadziejnym miejscu, jak „Miasto Nadziei” uruchomić zmiany ku lepszemu? S. Maria jest realistką: sama moja obecność nie dokona jakichś radykalnych zmian. Ale Ludzie wiedzą, że jest ktoś, kto ich kocha, kto chce z nimi być. Ta miłość dla Luci to dowód na istnienie Boga, Boga, który szuka zagubionych, pociesza w udrękach losu, bierze w ramionach zapomnianych i wykluczonych. Ta świadomość daje siłę, aby następnego dnia znów wstać i nie poddać się, żyć dalej i być dobrym, jak s. Maria.
Jedna zakonnica to mało. Ale do Faveli, slumsów wielkich miast Ameryki Łacińskiej, docierają tysiące posłańców miłości bożej. Jedna kropla potrafi drążyć skałę, a tysiące kropel, które niczym strumienie obmywają poranione serca i umysły ludzi, otwierając je na miłość, przebaczenie, pojednanie, te tysiące kładą fundamenty pod Boże Królestwo tu na ziemi, – tak mówią misjonarze i misjonarki, pracujący w slumsach w Medellin wśród ostatnich z ostatnich, na polach cukrowych w Dominikanie, gdzie nawet cukier ma gorzki smak, w Bonaventurze (Kolumbia), gdzie matki opłakują zaginione dzieci, lub wioskach brazylijskiej dżungli, gdzie „władcy Amazonii” brutalnie odbierają prawa do życia całym rodzinom.
Opr. U. Siniarska