Kolejny rok z Jezusem Miłosiernym

Na prośbę ordynariusza diecezji gorzowsko – zielonogórskiej, bpa Stefana Regmunta, Pallotyński Sekretariat Misyjny prowadzi dzieło peregrynacji Obrazu Jezusa Miłosiernego w parafiach diecezji. Inauguracja peregrynacji, pod hasłem: Ożywmy modlitwę w rodzinie, odbyła się w Świebodzinie, 30 kwietnia 2012 r. Każda parafia przeżywa nawiedzenie obrazu, jako czas rekolekcji.

Stałem, wpatrując się w odjeżdżającą kawalkadę samochodów. Dziękowałem za wielkie, nieznane nam łaski, jakie Jezus Miłosierny zlał podczas swojego pobytu w tej parafii. Prosiłem, aby w następnej wspólnocie ludzie otworzyli się na dar Jego Miłosierdzia. Moją zadumę przerwały słowa:

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

– Na wieki wieków. Amen – odpowiadając, zwróciłem się w kierunku pozdrawiającej Chrystusa kobiety.

– Czy ksiądz mnie pamięta? – usłyszałem pytanie.

– Tak, pamiętam, twarz znajoma, ale nie wiem, z której parafii – odpowiedziałem po chwili zamyślenia.

– Ja jestem tą kobietą od czterech obrazków – wyjaśniła moja rozmówczyni.

Od razu przypomniałem sobie jedną z gorzowskich parafii. Po Mszy św. do naszego stoiska z pamiątkami podeszła kobieta. Przez chwilę wpatrywała się w leżące na stole obrazki Jezusa Miłosiernego, po czym powiedziała: „To ja chcę cztery”.

– A co, kupujesz do wszystkich mieszkań? – wtrąciła się kobieta, która stała nieopodal, i – jak się okazało – była sąsiadką kupującej.

Wywiązała się krótka rozmowa, po której kobieta z czterema obrazkami, tuląc Jezusa do serca, odeszła.

– Proszę księdza, jak zobaczyłam, że ksiądz tu jest, postanowiłam podejść i opowiedzieć, co Pan Jezus dokonał – kontynuowała, przerywając moje wspomnienia- Gdy Jezus Miłosierny był w mojej parafii, miałam kłopoty finansowe. Chciałam kupić wiele pamiątek, ale nie miałam pieniędzy. Właściwie to ostatnie grosze wydałam na cztery obrazki: dla siebie i dla dzieci. Moja jedna córka od kilku lat mieszkała w Anglii. Żyła tam z mężczyzną bez ślubu. Kiedy ostatnio przyjechała na święta, wywiązała się rozmowa. Ja jej tłumaczyłam, prosiłam, aby nie trwała w tym ogromnym grzechu. Ona, wychodząc z domu, wykrzyczała wprost, że jej noga więcej tu nie postanie, że nie ma już matki, że… Każdego dnia modliłam się, prosząc Boga o jej nawrócenie. Postanowiłam wysłać córce Jezusa Miłosiernego – ten obrazek peregrynacyjny.

Konkubent był przy niej, gdy otworzyła mój list. Dosłownie wpadł w szał. Zaczął krzyczeć, wyrwał córce obrazek z dłoni i z wściekłością wyrzucił do kosza. Trzasnął drzwiami i wyszedł. Moja córka po chwili wzięła do ręki obrazek Miłosiernego i wpatrując się w Jego oczy, pomyślała: „Z kim ja jestem? Przecież to nie jest człowiek. Jezu, ja straciłam…”. Trzy dni spała na ulicy, czekając na samolot. O drugiej w nocy przyszła pod drzwi mojego mieszkania. Usnęła na schodach, bo nie chciała mnie budzić. A rano zrozumiałam, co czuł Ojciec marnotrawnego syna…

Proszę księdza, córka powoli „staje na nogi”, znalazła pracę, ma dobrego religijnego kolegę. Może to będzie zięć? Każdego dnia razem z córką klękamy i patrząc Jezusowi w oczy szepczemy słowo „DZIĘKUJĘ”.

Ks. Jerzy Gugała SAC